Jeszcze trochę Was pomęczę tą moją
nauką jazdy, ponieważ bardzo to przeżywam. Tak jak pisałam
ostatnio, nie mogę się już doczekać, aż w końcu wyjadę na
miasto. Takie ze mnie zapalony kierowca. Szczerze mówiąc, nie mam
nawet żadnych obaw co do tego, czy sobie poradzę wśród korków i
ulicznych szaleńców. Myślę, że będzie dobrze.
W każdym razie, wczoraj miałam
pierwszą jazdę na placu manewrowym, co wydaje mi się trochę
dziwne, bo przecież na placu potrzebna jest precyzja, po to, by
utrzymać się w wyznaczonych liniach. Nie było jednak jakiegoś
wielkiego ciśnienia, ani presji, mój instruktor okazał się bardzo
sympatycznym i cierpliwym człowiekiem. Powiedział także, że skoro
jest to moja pierwsza jazda i nie miałam z tym nigdy wcześniej do
czynienia, to nie powinnam się zbytnio przejmować na przykład tym,
że samochód mi gaśnie. Podobno jest to normalne na początku. No i
przecież poszłam tam po to, by się nauczyć jeździć, a nie
pokazać co już potrafię. Usłyszałam też, że całkiem nieźle
mi poszło jak na pierwszy raz, więc nie przejmuję się takimi
drobnymi niepowodzeniami. Ogólnie podchodzę do tego bardzo na
luzie, choć nie powiem, że nie bez ambicji. Mam nadzieję, że
jeszcze kilka lekcji i będę mistrzem kierownicy ;-) Trzymajcie za
mnie kciuki.